sobota, 21 sierpnia 2010

Ostatnie chwile

Już naprawdę niewiele zostało czasu. W sobotę przyjedzie samochód, przyjdą panowie, poznoszą meble, kartony itp. Potem wrzucą to wszystko na samochód i pojedziemy do Kłodzka. Ala ze mną i kwiatami, panowie z meblami i kartonami.
I w ten sposób zaczniemy kolejny rozdział. Nowe miejsce, nowe wyzwania. Przede mną Kłodzko już dawno postawiło wymagania. Dla Ali to coś nowego, dla Ani nieulubione góry. Niestety, mój koncern nie ma dla mnie miejsca pracy nad morzem. Ale będziemy nad tym pracować.
Mimo, że rozjechaliśmy się po wszystkich stronach świata - znów będę miał dalej do wszystkich... Ale bliżej do moich ukochanych! Bilans jak dla mnie stanowczo wychodzi na plus!
No i może jeszcze szczury do nas dołączą... Kto wie?
W piątek wielki demontaż, a w sobotę wyruszamy!

sobota, 14 sierpnia 2010

Mogę jechać

Świecie żegna mnie dziś zmienną pogodą. Burza (bardzo delikatna), trochę deszczu, a teraz znów słońce. Taka, powiedziałbym, życiowa pogoda. Raz tak, raz inaczej.
Jutro po trzech tygodniach powrót do pracy. Właściwie wcale niebolesny. Właściwie nawet chętny. Jestem z tych, co lubią pracować i lubią swoją pracę.
Wracam w towarzystwie xiążek i rozmaitych pierdołków. Niestety, nie z tymi, które kocham najbardziej. Czas na wspólne życie dopiero nadejdzie. Bardzo niedługo, więc wyjazd jutrzejszy nie jest taki bolesny. Nie: przyjemny, ale właśnie: mniej bolesny.
Tak więc plączę się po domu między kartonami i pudełkami, dokładając co jakiś czas kolejną rzecz do mojej torby na jutro. I w międzyczasie zapisuję te kilka słów.
Jak się okazało, pisanie bloga sprawia mi niezłą frajdę. Zwłaszcza, że mam możliwość dodawania postów również z drogi, z telefonu ( i w dobie rozwoju techniki to kto wie czy nie mógłbym pisać nawet z zegarka, gdyby tylko miał klawiaturę). Jakoś długo nie mogłem się przekonać, ale ta forma uzewnętrzniania siebie również mi odpowiada. A jako, że jestem człowiekiem w drodze, to mobilne formy również bardzo mi odpowiadają.
Teraz trzeba jeszcze tylko zrobić pyszny obiadek, czekając na Anię. ( i znów filozoficznie) Czekanie jest nieodłącznym elementem naszego życia. Mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że nasze życie składa się z epizodów przeplatanych obficie oczekiwaniem. Ale to właśnie jest piękne: czekamy, wyobrażamy sobie, myślimy. A potem życie przynosi nam zupełnie inne rozwiązanie. Takie, którego się nie spodziewaliśmy zupełnie... I znowu trzeba czekać, myśleć kombinować. Ale ja to właśnie chyba najbardziej kocham w życiu. To że jest takie zaskakujące, nieprzewidywalne.
Jeszcze jutro kilka dobrych godzin w drodze i znów Kłodzko...
Ale przedtem jeszcze wieczór w domu. Naładowałem akumulatory. Mogę jechać.

czwartek, 12 sierpnia 2010

"Spotkałem się z kolegą

... bo kolega jest od tego, żeby czasem spotkać się z nim".
Właściwie, to zupełnie nie jestem fanem tego Pana, co to śpiewa zacytowany text.
Ale nie umniejsza to przyjemności, z którą spotkałem się rzeczywiście z ... przyjacielem. Nie: kolegą. Ale właśnie przyjacielem. Oczywiście, mieliśmy także "zestaw win", który podawaliśmy sobie sami zamiast "jego ukochanej", która powinna to robić wg textu utworu.
Reflexja naszła mnie mnie raczej na okoliczność fenomenu przyjaźni.  Współczesna nowomowa każe każdego prawie tytułować "przyjacielem". Nie robię tego. Nie jestem nowomodny. Wręcz przeciwnie: konserwatysta ze mnie zawołany i tradycjonalista jeszcze. Dla mnie jednak przyjaciel to jest Ktoś. To druga osoba w moim życiu po Żonie. 
Przyjacielem człowiek się staje. To jest proces. Wymaga czasu, sprzyjających i niesprzyjających życiowo sytuacji, przegadanych nocy, okresów chłodu i żaru. Przyjaciel to jest Ktoś po prostu. Nie trzeba do końca dopowiadać kwestii - on i tak rozumie. Na mrugnięcie oka. Na słowa, które nigdy nie padły.
Poezje jakieś tu wypisuję. Ale to chyba właśnie tak jest. Ja to przynajmniej dokładnie tak czuję. Przyjaźń jest poezją życia. Czasem białym wierszem, czasem rymowanym, a czasem zwykłym, częstochowskim rymem. Jak życie po prostu.
I mały szczegół do tego dodam jeszcze na zakończenie: jestem szczęśliwy, bo miłość mojego życia jest także moim przyjacielem! A to nie każdemu się trafia.

piątek, 6 sierpnia 2010

Kolonizacja Kosmosu

Serce i umysł mężczyzny skłania się raczej ku rzeczom wielkim i słusznym: globalne ocieplenie, pomysł na kolonizację Kosmosu, jak naprawić Państwo Polskie itp. Można by rzec: mężczyzna stworzony jest do rzeczy naprawdę wielkich.
I z całą pewnością tak jest. Bo czym się różni od kolonizacji Układu Słonecznego posprzątanie łazienki, z której korzystają dziennie trzy kobiety (w tym jedna początkująca)? Zapewniam, że logistycznie jest to tak samo trudne przedsięwzięcie.
Takich trudnych przedsięwzięć z pewnością można wymienić więcej. Daleko więcej. Zmierzam więc najkrótszą drogą do tego, że życie żonatego mężczyzny jest po prostu pełne wyzwań. Nie: nudne, nie: schematyczne, nie: rutynowe. O nie! Pełne wyzwań, pułapek, tajemnic. Każdy dzień niesie tajemnicę. Każdego dnia coś mnie może zaskoczyć. Te trzynaście lat małżeństwa nie daje mi jeszcze monopolu na wiedzę. Każda chwila jest inna.
Pewnie, że można się teraz trochę pośmiać, skomentować złośliwie czy jakkolwiek bądź. Ale moje życie tak właśnie wygląda. Przez te wszystkie lata trwam w fenomenie miłości. Wszystkie te niecodzienne zdarzenia, które mnie zaskakują interpretuję przez pryzmat ofiarowania siebie. Każdego dnia, każdej chwili. Zrozumieć to pewnie tylko może ten, kto każdego dnia musi pielęgnować miłość, patrząc w oczy ukochanej kobiety.
Szarość dnia codziennego jest błogosławiona!

czwartek, 5 sierpnia 2010

Refleksje o mikrokosmosie

Kot przywiązuje się do miejsca. Pies do człowieka. Człowiek do ludzi.
Takie myśli właśnie nachodzą mnie w obliczu nadchodzącej nieuchronnie przeprowadzki.
Bardzo się nam zmienił świat. Przecież jeszcze nie tak dawno nikt nie zmieniał miejsca swojego życia. A przynajmniej robiło to bardzo niewielu. Na ogół spędzało się życie w miejscu urodzenia. Jeszcze pokolenie moich rodziców tak właśnie myśli, tak żyje. Decyzje o przeprowadzce na drugi choćby koniec Polski są nie bardzo dla nich zrozumiałe.
A my? Cóż, tworzymy sobie mikrokosmos naszych bliskich. W tym małym światku budujemy drogi, mosty, kształtujemy krajobraz naszej rzeczywistości. Miejsce budowy jest mniej ważne. Przy odrobinie zaangażowania możemy sobie wszędzie stworzyć odpowiadającą nam w pełni czasoprzestrzeń. Potrzeba do tego miłości i obecności ludzi, których kochamy.
"Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia". Właśnie tak to wygląda. Zawierzenie, zaufanie. 
W kurczącym się dziś świecie, gdzie komunikacja jest w zasadzie bezproblemowa, poszukujemy swojego miejsca. I chyba trochę zapominamy, że o my powinniśmy kształtować świat, a nie on nas, bezwolnych. 
Nic tu, oczywiście, nie pomoże narzekanie w stylu: "Dawniej to było lepiej. Ludzie byli mili, mieli dla siebie czas i bardziej się kochali". Z pewnością. Świadczą o tej głębokiej miłości rodzaju ludzkiego choćby obie Wojny Światowe.
Rzeczywistość, w której żyjemy jest dużo bardziej wymagająca. Idąc z duchem czasu także i my musimy stawiać sobie o wiele wyższe wymagania...