wtorek, 16 listopada 2010

Ania go home

Ania go home!
Bo teraz nasz dom w Kłodzku jest. Nie do końca wiemy gdzie on będzie w przyszłości, ale śmiało mogę założyć, że tam, gdzie będziemy oboje.
Jutro kończy się rozłąkowy okres i wszystko wraca do normy. 
Znów będziemy razem.
Razem nawet pod wiatr lepiej się idzie.
I w ogóle wszystko jest jakieś lepsze.
I w zasadzie nic, tylko się cieszyć!
Właśnie dokładnie to robię. Tym króciutkim postem daję ujście mojemu szczęściu i radości.

środa, 10 listopada 2010

Epistolografia

Pisanie listów już dziś zaniknęło prawie całkowicie. Pamiętam jak byłem pod wrażeniem tego, co Jan III Sobieski pisał do swojej żony, Marysieńki. To były swoistego rodzaju sprawozdania, pamiętniki wręcz. Pewnie to pomagało mu być bliżej niej w epoce bez telefonów, maili itp.
Ale czy my tak naprawdę w dobie techniki cudownie rozwiniętej jesteśmy bliżej siebie? Stanowczo nie, śmiem twierdzić.
A ponieważ jesteśmy oddaleni od siebie z Anią o 400 km - piszę do niej listy. Każdego weekendu właściwie. Niestety, to już nie ten sam smak co kiedyś: pióro, czysta kartka papieru. Jeśli chciałem, żeby list wyglądał estetycznie - nie mogłem się pomylić. Skreślenia są nieestetyczne i pozostawiają cień wątpliwości, że autor zbyt precyzyjnie dobiera słowa... Teraz, niestety, mogę się mylić, kreślić i zmieniać. Word przyjmie każdą moją zmianę za dobrą monetę. I papierem już nie pachnie, i atramentem nie muszę pióra napełniać. Żal mi trochę tego. Ale niewątpliwą zaletą nowej formy jest szybkość przekazu. Wieczorem tego samego dnia mój list jest już u Ani. Może go przeczytać. Zawodna Poczta Polska potrzebuje na to czasem całego tygodnia...
Choć, z drugiej strony, wciąż pamiętam dreszczyk emocji oczekiwania na list.
Tak sobie myślę, że w trakcie zmiany świata na nowoczesny jakieś nasze atawizmy protestują i każą nam uprawiać anachronizmy.
No bo przecież ilu z nas dziś świadomie robi podarunek ze swojego czasu dla bliskiej osoby pisząc list, spotykając się pozornie bez celu?

poniedziałek, 1 listopada 2010

Spacer listopadowy

Byliśmy dziś z Alą na spacerze. Takim listopadowym już. Można śmiało powiedzieć, że poszliśmy złapać świeżego powietrza pamiętając o Wszystkich Świętych. Bo przecież oni również pamiętają o nas.
Powędrowaliśmy w różne rejony Kłodzka i dlatego dziś może więcej powie te kilka zdjęć niż jakieś szczególne komentarze czy rozważania. Dzień jest na tyle reflexyjny, że każdy z nas powinien sam sobie odpowiedzieć na pytanie o swoją drogę do świętości. Tak więc w nastroju zadumy załączam te kilka zdjęć.
 Bonsai po kłodzkiemu
 OO Franciszkanie korzystają ze zdobyczy techniki
 A to po prostu jesień koło klasztoru franciszkanów
 Kanał Młynówka (trochę pustawy)
 Pozostałości po dawnych właścicielach
Takich miejsc po powodzi jest wciąż bardzo wiele