Właśnie złapałem się na tym, że wiele rzeczy, które jeszcze niedawno były dla mnie nie do pomyślenia - dziś są zupełnie normalne.
Piszę to w obliczu zjawiska wyprzedaży xiążek z domowej biblioteki przez mojego przyjaciela.
Zostaliśmy obaj wychowani w kulcie xiążki, że się tak wyrażę. Piękno zadrukowanych stron, intrygująca okładka. Jednym słowem: idealny sposób na spędzenie wieczoru.
Pamiętam, jak przemierzałem inne kraje, rozwiązywałem kryminalne zagadki czy poznawałem obce rasy w Kosmosie. A to wszystko w towarzystwie zapachu drukarskiej farby.
A teraz co? Państwo polskie zadbało o rozwój kultury, podniosło VAT na xiążki i w efekcie nie wdycham już ożywczego zapachu druku.
No ale jak tu żyć bez czytania? Ja nie potrafię. Tak więc ebooki! Nie pachnie, nie da się ciężaru gatunkowego papieru wyczuć, kartek se nie poprzewracam... Trochę musiałem się przestawić. Bardzo trochę. Ale z dwojga złego: wolę już tę elektroniczną formę niż nie mieć czego czytać.
Upadek obyczajów, nic innego.