niedziela, 26 czerwca 2011

Frank Herbert

Postanowiłem napisać słów kilka o literackim geniuszu. Przynajmniej dla mnie.
Frank Herbert. Dla mnie geniusz. Dla nieco mniej zorientowanych:
Od lat jestem zafascynowany jego cyklem o planecie Diuna. A właściwie to wielotomowa opowieść o mechanizmach sprawowania władzy, ekologii (tej normalnie rozumianej), miłości i poświęceniu. 
"Diunę" dostałem w 1986 roku w prezencie. Do tej pory stoi jako relikwia na półce. W moim ulubionym tłumaczeniu Marka Marszała.Z biegiem czasu dołączyły do niej pozostałe części cyklu. Potem niedobry człowiek włamał się do mnie i ukradł właściwie tylko xiążki. Te najlepsze. Zniknął cały cykl oprócz "Diuny", bo wygląda niereprezentacyjnie w pierwszym polskim wydaniu. 
Nie ma roku, żebym którejś tam części cyklu nie odnowił sobie. W tym roku łykam cały cykl. Łącznie z dopisanymi częściami przez syna Franka - Briana. Fakt, są wyraźnie słabsze. Tworzone ledwo na podstawie ogromu notatek, które zostawił po sobie Mistrz. Niemniej jednak jako miłośnik tego klimatu łykam wszystkie.
Na czym polega geniusz F. Herberta? Nie wiem na czym obiektywnie. Nie jestem literaturoznawcą. Wiem czym pociąga mnie:
1. Fabuła, która jest absolutnie nieprzewidywalna (rzecz jasna, przy pierwszej lekturze - potem to już smaczek).
2. Spostrzeżenia ekologiczne o ingerencji człowieka w przyrodę i możliwych konsekwencjach (patrz: ekologiczna transformacja Diuny). No i oczywiście woda na Diunie: skarb nad skarby. Woda, która może być synonimem jakiegokolwiek potrzebnego człowiekowi bogactwa naturalnego.
3. Dla mnie jako zwolennika rządów jednostki: Pokój Leto. Trwające 3,5 tysiąca lat rządy autorytarne Leto Atrydy.
4. Narracja.
5. Pomysł na całe uniwersum. Na każdą postać. Na każde wydarzenie.
To tylko tak z grubsza. Każdego zachęcam do lektury. Miłośnika SF i tych, którzy jej w ogóle nie lubią. Każdy znajdzie coś dla siebie w dziełach Herberta. (Wyrazu "dzieła" użyłem celowo).

P.S. Na PW służę informacjami o tym co wchodzi w skład cyklu oraz, co ważne, kompletem e-booków.


Lato a FB

Czerwiec to taki fajny czas. 
Do 22.00 to jeszcze jest szaro. Dzień walczy o każdą chwilę z nocą. I wygrywa, długo wygrywa. A potem zapada krótka ciemność. I już około 03.00 powoli niebo zaczyna robić się coraz jaśniejsze. Znów światło podejmuje walkę z ciemnością. I tym razem wygrywa na długie godziny.
Około 04.00 wstają żurawie. Ich klangor słychać nad leśnymi oczkami wodnymi. Głośno oznajmiają całej leśnej braci, że to już czas wstawać, polować, żyć. Dobrze wtedy wybrać się posłuchać i popatrzeć. Poczuć smak życia.
W czerwcu to nawet gwiazd się za bardzo nie da obserwować. Noc za krótka...
I słońce takie ostre w ciągu dnia. Zwłaszcza przed burzą. Mocarne są pioruny czerwcowe. Momentalnie robi się ciemno, słychać grzmoty, niebo rozdziera błyskawica. Pierwsza, druga i wiele kolejnych. A potem równy szum deszczu. I parę chwil później wraca słońce, dodając otuchy po burzy. Powietrze tak cudownie pachnie świeżością i wilgocią. 
Polskie lato może nie oszałamia, ale jest urokliwe. Te klimaty krótkich nocy, zapachu łąk po południu, nagłych burz... No i kąpieli w jeziorze o 05.00, czekania krótką nocą przy ognisku aż nadejdzie świt...
No i oczywiście: ogórki małosolne!!!
Gdyby nasze lato miało profil na fejsbuku, pewnie kliknąłbym "Lubię to".

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Melancholijnie o Panu Żulu

Czekałem sobie na Alę i jej niemiecką koleżankę. Powoli dogotowywał się makaron na obiad. Oczekiwanie postanowiłem sobie umilić wyglądaniem przez okno. Okno wychodzące na dość duże podwórko. Parkują tam samochody, rosną chaszcze, stoi śmietnik i okoliczna żuleria spędza czas jak w klubie osiedlowym. Zawsze jest wesoło i swojsko.
Ale dzisiaj za śmietnika wyłoniło się jedynie dwóch Panów Żuli. Zmierzali majestatycznie rozchybotanym krokiem w strone wyjścia z podwórza na ulicę. Tymczasem jeden z nich postanowił zawrócić by specjalnym kijaszkiem pogrzebać w śmietniku. Drugi w tym czasie niezmordowanie parł do przodu. Dopiero po chwili zorientował się, że idzie sam. Obrócił się, zawołał... ale nikt mu nie odpowiedział. Machnął ręką, pogrzebał w brodzie i poszedł dalej.
Na początku rozbawiłą mnie ta sytuacja, ale po chwili przyszło zastanowienie. Przecież człowiek żulem się nie rodzi. Zmuszają go do tego jakieś okoliczności życiowe, nierzadko dramatyczne lub świadomy wybór. Ile razy jest się wtedy głodnym? A może trzeba myśleć tylko o tym żeby nie zamarznąć? Przecież my wszyscy na ogół się odwracamy od Panów Żuli i jakoś specjalnie nie biegniemy im od razu z pomocą. Trochę śmierdzą, przeważnie pijani, zamknięci w swoim świecie. Tolerujemy ich obecność. Conajwyżej.
Jakoś tak pomyślałem sobie, że kto wie ile dzieli chwil życie przeciętnego człowieka od zostania Panem Żulem.
A wtedy to już pozostaje machnięcie ręką na świat i samotna podróż przez życie...

sobota, 11 czerwca 2011

Dlaczego jestem zwolennikiem monarchii

Postanowiłem sobie, że nie będę pisał na blogu o polityce. I bardzo się staram tego nie robić. I nawet mi wychodzi. Ale dziś już nie dałem rady.
Wyprawiliśmy córkę z jej niemiecką koleżanką na dwudniową wycieczkę i mam trochę czasu. Kupiłem więc jedyny dziennik, który jeszcze raz na jakiś czas kupuję: "Rzeczpospolitą". A tam co? Kampania wyborcza.
Zawsze wydawało mi się, że polityk to musi mieć jakiś honor, żeby politykę uprawiać. (Nadal tak mi się wydaje, choć widzę, że moje oczekiwania niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.) A tymczasem okazuje się, że zmiana poglądów, preferencji i członkostwa partyjnego to standard. Z prawa na lewo, choć z lewa na prawo jakby trudniej... Głoszenie prawd sprzecznych z tymi, które głosiło się choćby tydzień temu to już norma. 
Nie wspomnę o konwencjach partyjnych odbywających się w równym czasie, po to żeby przyćmić konkurencję.
No i ostatecznie, kuriozum, które przyprawia mnie o niestrawność: w imię poparcia wyborczego głoszenie tak wrednych i nieprzyzwoitych poglądów jak umożliwienie pedałom ( i innym zboczeńcom) pełnienia funkcji rodziców zastępczych.
Tutaj ktoś mógłby powiedzieć, że nie rozumiem zasad demokracji. I miałby rację! Demokracja jest mi obrzydła. Dlaczego? Spójrzcie na naszą scenę polityczną i odpowiedź nasuwa się sama.
Jakoś nie mogę uwierzyć, że głos większości może decydować definitywnie o tym, co moralne, dobre i prawdziwe...