sobota, 21 stycznia 2012

Sobotnie reflexje poranne

Pośnieżyło trochę i nawet ze 2 stopnie mrozu może są. Nie więcej. 
Jakoś tak lepiej się patrzy na ośnieżone wzgórze Kukułki z okna. Jakoś lepiej.
Tradycyjnie już, po dobrej kawusi zaraz się zbiorę i pójdę krótko popracować. A potem....
Potem jesteśmy umówieni z Alą w naszej zaściankowej Galerii. Małe zakupy, fastfud dla Ali itp. atrakcje. Obchodzimy wszak jej urodziny dziś!
I tak będziemy obchodzić je dziś do samego wieczora. W luzackiej atmosferze urodzinowo-sobotniej.
Tylko szkoda, że wczoraj skończyliśmy oglądać blurejowego "Władcę Pierścieni".... Nic to! Może zaczniemy dziś od nowa?
A jutro będziemy czekać na Żonę i Matkę, która wieczorem powróci z kilkudniowego wyjazdu pracowego.
Grunt to mieć plan i cel na łykend!

czwartek, 12 stycznia 2012

Nowość

Przyznam, że zawsze gardziłem ałdiobókami. Jakoś ze mną nie gadały. Jakoś wolałem sam zawsze literki pochłaniać.
Nadal zresztą bardzo cenię przyjemność spędzania czasu z xiążką w ręku.
Ale odkryłem,  też nie tak znów dawno (w zeszłym tygodniu dokładnie), do czego może służyć czytana xiążka. 
Rano (bardzo rano...), pada drobny (zimowy) deszczyk, kaptur nasunięty na oczy prawie. Jeszcze 20 min. i dojdę do bram mojego zakładu. Ale najpierw p. Jasieński przeczyta mi kolejny kawałek "Jezusa z Nazarethu". Potem popracuję parę godzin i w drodze powrotnej znów się spotkam z niezłą lekturą. Jak niesamowicie odpoczywam w drodze do domu, umęczony dniem, słuchając p. Jasieńskiego czytającego Brandstaettera....
Tak sobie myślę, że jednak zgromadzę kilka ałdiobóków żeby w drodze do pracy i z powrotem mieć co czytać.
P.S. Podobno "Pan Lodowego Ogrodu" Grzędowicza już jest w wersji ałdio :-)

niedziela, 1 stycznia 2012

Święta i po świętach

Postanowiliśmy sobie, że tegoroczne święta spędzimy w błogim nastroju rodzinnego lenistwa. Powyższe postanowienie dotyczyło również sylwestrowego wieczoru.
Byliśmy okrutnie zmęczeni czasem przedświątecznym - i to nie ze względu na tzw. przedświąteczną bieganinę - potrzebowaliśmy po prostu chwili spokoju i wytchnienia.
Tak więc na Boże Narodzenie przyjechał Kuba. Ponieważ pracuje w hobbistycznym sklepie, przywiózł parę gier karcianych i planszowych. Graliśmy bez opamiętania. Tak nam było dobrze, że nawet nie zorientowaliśmy się kiedy musieliśmy odprowadzić Kubę na pociąg. Znienawidzonego złodzieja czasu - telewizora - nie włączyliśmy wcale (oprócz obejrzenia "Piratów z Karaibów":-). Za to komp chodził na okrągło zdobywając dla nas kolejną muzę, gry i filmy. Rodzinnie poświętowaliśmy dając sobie najlepsze prezenty: swój czas. 
A potem znów kilka nerwowych dni w pracy.
I nadszedł czas przełomu noworocznego.
Ala pojechała z franciszkanami na Górę św. Anny na Ewangeliczne Rozliczenie. Taki fajny pomysł franków na spędzenie młodzieżowego sylwestra w katolickiej atmosferze. Wraca dopiero dziś za jakieś 2 godziny.
A my? No cóż... słodkie nicnierobienie, tradycyjna sałatka owocowa z bitą śmietaną itp. atrakcje. Krótkie drzemki Ani przerywane kawusią i nieco dziwnymi poleceniami (musiałem dzisiaj jako pierwszy wejść do domu - taki przesąd, że niby to szczęście przynosi - wygłupiamy się tak czasem) pozostającymi na krawędzi snu i jawy. Xiążki, muza, czas darowany sobie nawzajem. Piękne wejście w Nowy Rok. A dziś jeszcze trójkowy Top Wszechczasów w noworocznym prezencie. Nawet nie życzyliśmy sobie o północy szczęścia. Przecież my sami je tworzymy każdego dnia, więc nie dostaniemy go w prezencie. Zapracujemy na nie kolejnymi świtami i wieczorami.
A od jutra znów szara rzeczywistość...