czwartek, 31 maja 2012

O pokorze

Przyznam, że długo jakoś zbierałem się do napisania tego posta.
Bo w sumie temat niepopularny. Nieżyciowy w obecnych czasach. Prawie, że wstydliwy. Pokora nie w cenie jest dziś. Raczej przebojowość, dominacja itp.
Natchnęła mnie do poniższych rozważań lektura Reguły św. Benedykta. I nie ma tu znaczenia, że są to wskazówki dla wspólnoty mnichów. Pisane zresztą kilka ładnych lat temu...
Otóż św. Ojciec Kościoła wyróżnia dwanaście stopni pokory. Od tych prawie, że prostych do wykonania, aż po heroiczne wprost.
Dla mnie fundamentalny jest ten pierwszy:
"O pierwszym stopniu pokory mówimy wówczas, jeśli człowiek ma stale przed oczyma bojaźń Bożą i gorliwie się stara o niej nie zapominać."
Reszta już jest tylko wynikiem świadomej decyzji o praktykowaniu pokory w swoim życiu.


Pewnie nie zwarłem tu jakichś odkrywczych zdań, twierdzeń itp. Wiem o tym.
Ale temat pokory (nie: uległości, obojętności) jest mi bliski. 
Wciąż staram się być pokornym sługą Bożym.


Aha, dla chętnych:
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS/regula_osb_00.html





sobota, 19 maja 2012

Bo jakby tak pomyśleć...

Jakem katolik to mogę powiedzieć, że nie ma problemu w umieraniu.
Bo idziemy na spotkanie z Panem. Naszą Miłością, sensem naszego doczesnego życia.
Wierzę w to. Każdym oddechem. Mam ogromne zaufanie do Pana, mojego Boga. Wszak: "wszystko mogę w Tym, Który mnie umacnia".


Tak też postanowiłem pisać. Pod cytatem z Apokalipsy. Apokalipsa: znak końca czasów.Znak wiary i zawierzenia ostatecznego.


Ale wcale mi dziś nie jest lepiej mimo zawierzenia. Wiem, ze Chrystusowa miłość przygarnie ***. Nie wiem czy oddała swoje życie w imię Chrystusa. Ale chcę wierzyć, że On się o nią upomni.


To pewnie tyle już na dzisiaj. Kto chce podyskutować - zapraszam na maila. Nie mam siły już blogować dziś.

O przemijaniu

Piątek. 22.30. Dzwoni służbowy telefon. "Słuchaj, nie żyje *****. Jakiś drań zabił ją. Jechał pijany i walnął czołówkę". "Co, k..a?"
Właśnie. Przemijamy. Nie nadążamy za rzeczywistością. Zwłaszcza tą polską. Siermiężną, gdzie dowolnie wybrany pijany ćwok może zabić matkę dwóch córek i kochaną żonę. 
A potem myślimy co by było gdyby. Nic by nie było. Zupełnie nic. Tak jak nic nie jest teraz.
Boże, przyjmij ją do Swojego Królestwa.
P.S. To nieprawda, że Cię nie ma w takich sytuacjach, że zamykasz oczy, żeby nie widzieć ludzkiej głupoty. Ty jesteś zawsze, tylko my próbujemy udawać Ciebie i decydować o losie innych.