środa, 10 listopada 2010

Epistolografia

Pisanie listów już dziś zaniknęło prawie całkowicie. Pamiętam jak byłem pod wrażeniem tego, co Jan III Sobieski pisał do swojej żony, Marysieńki. To były swoistego rodzaju sprawozdania, pamiętniki wręcz. Pewnie to pomagało mu być bliżej niej w epoce bez telefonów, maili itp.
Ale czy my tak naprawdę w dobie techniki cudownie rozwiniętej jesteśmy bliżej siebie? Stanowczo nie, śmiem twierdzić.
A ponieważ jesteśmy oddaleni od siebie z Anią o 400 km - piszę do niej listy. Każdego weekendu właściwie. Niestety, to już nie ten sam smak co kiedyś: pióro, czysta kartka papieru. Jeśli chciałem, żeby list wyglądał estetycznie - nie mogłem się pomylić. Skreślenia są nieestetyczne i pozostawiają cień wątpliwości, że autor zbyt precyzyjnie dobiera słowa... Teraz, niestety, mogę się mylić, kreślić i zmieniać. Word przyjmie każdą moją zmianę za dobrą monetę. I papierem już nie pachnie, i atramentem nie muszę pióra napełniać. Żal mi trochę tego. Ale niewątpliwą zaletą nowej formy jest szybkość przekazu. Wieczorem tego samego dnia mój list jest już u Ani. Może go przeczytać. Zawodna Poczta Polska potrzebuje na to czasem całego tygodnia...
Choć, z drugiej strony, wciąż pamiętam dreszczyk emocji oczekiwania na list.
Tak sobie myślę, że w trakcie zmiany świata na nowoczesny jakieś nasze atawizmy protestują i każą nam uprawiać anachronizmy.
No bo przecież ilu z nas dziś świadomie robi podarunek ze swojego czasu dla bliskiej osoby pisząc list, spotykając się pozornie bez celu?

1 komentarz:

  1. Kliknął bym "Lubię to", bo w rzeczy samej tak jest. Fajnie się czyta takie przemyślenia zwłaszcza, kiedy motywują do dalszych własnych przemyśleń. Ale, że to nie FB, więc piszę. Nie list co prawda, ale zawsze ;)

    OdpowiedzUsuń