sobota, 14 sierpnia 2010

Mogę jechać

Świecie żegna mnie dziś zmienną pogodą. Burza (bardzo delikatna), trochę deszczu, a teraz znów słońce. Taka, powiedziałbym, życiowa pogoda. Raz tak, raz inaczej.
Jutro po trzech tygodniach powrót do pracy. Właściwie wcale niebolesny. Właściwie nawet chętny. Jestem z tych, co lubią pracować i lubią swoją pracę.
Wracam w towarzystwie xiążek i rozmaitych pierdołków. Niestety, nie z tymi, które kocham najbardziej. Czas na wspólne życie dopiero nadejdzie. Bardzo niedługo, więc wyjazd jutrzejszy nie jest taki bolesny. Nie: przyjemny, ale właśnie: mniej bolesny.
Tak więc plączę się po domu między kartonami i pudełkami, dokładając co jakiś czas kolejną rzecz do mojej torby na jutro. I w międzyczasie zapisuję te kilka słów.
Jak się okazało, pisanie bloga sprawia mi niezłą frajdę. Zwłaszcza, że mam możliwość dodawania postów również z drogi, z telefonu ( i w dobie rozwoju techniki to kto wie czy nie mógłbym pisać nawet z zegarka, gdyby tylko miał klawiaturę). Jakoś długo nie mogłem się przekonać, ale ta forma uzewnętrzniania siebie również mi odpowiada. A jako, że jestem człowiekiem w drodze, to mobilne formy również bardzo mi odpowiadają.
Teraz trzeba jeszcze tylko zrobić pyszny obiadek, czekając na Anię. ( i znów filozoficznie) Czekanie jest nieodłącznym elementem naszego życia. Mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że nasze życie składa się z epizodów przeplatanych obficie oczekiwaniem. Ale to właśnie jest piękne: czekamy, wyobrażamy sobie, myślimy. A potem życie przynosi nam zupełnie inne rozwiązanie. Takie, którego się nie spodziewaliśmy zupełnie... I znowu trzeba czekać, myśleć kombinować. Ale ja to właśnie chyba najbardziej kocham w życiu. To że jest takie zaskakujące, nieprzewidywalne.
Jeszcze jutro kilka dobrych godzin w drodze i znów Kłodzko...
Ale przedtem jeszcze wieczór w domu. Naładowałem akumulatory. Mogę jechać.

2 komentarze: