czwartek, 12 sierpnia 2010

"Spotkałem się z kolegą

... bo kolega jest od tego, żeby czasem spotkać się z nim".
Właściwie, to zupełnie nie jestem fanem tego Pana, co to śpiewa zacytowany text.
Ale nie umniejsza to przyjemności, z którą spotkałem się rzeczywiście z ... przyjacielem. Nie: kolegą. Ale właśnie przyjacielem. Oczywiście, mieliśmy także "zestaw win", który podawaliśmy sobie sami zamiast "jego ukochanej", która powinna to robić wg textu utworu.
Reflexja naszła mnie mnie raczej na okoliczność fenomenu przyjaźni.  Współczesna nowomowa każe każdego prawie tytułować "przyjacielem". Nie robię tego. Nie jestem nowomodny. Wręcz przeciwnie: konserwatysta ze mnie zawołany i tradycjonalista jeszcze. Dla mnie jednak przyjaciel to jest Ktoś. To druga osoba w moim życiu po Żonie. 
Przyjacielem człowiek się staje. To jest proces. Wymaga czasu, sprzyjających i niesprzyjających życiowo sytuacji, przegadanych nocy, okresów chłodu i żaru. Przyjaciel to jest Ktoś po prostu. Nie trzeba do końca dopowiadać kwestii - on i tak rozumie. Na mrugnięcie oka. Na słowa, które nigdy nie padły.
Poezje jakieś tu wypisuję. Ale to chyba właśnie tak jest. Ja to przynajmniej dokładnie tak czuję. Przyjaźń jest poezją życia. Czasem białym wierszem, czasem rymowanym, a czasem zwykłym, częstochowskim rymem. Jak życie po prostu.
I mały szczegół do tego dodam jeszcze na zakończenie: jestem szczęśliwy, bo miłość mojego życia jest także moim przyjacielem! A to nie każdemu się trafia.

2 komentarze: