środa, 21 września 2011

O przywiązaniu do cywilizacji

Piękny dzień wczoraj mieliśmy. Świętowaliśmy z moją Żoną kolejną rocznicę ślubu. Kto już ich kilka przeżył ten wie, że każda kolejna przychodzi cichaczem i niepostrzeżenie. Puka do drzwi i mówi: "Minął Wam kolejny rok! Nie spuszczajcie z tonu! Dbajcie o to co jest między Wami".
Ale nie o tym miała być mowa.
Z racji tego, że spędzamy ze sobą ostatni naprawdę mało czasu, postanowiliśmy po południu wyjść na romantyczną kolację. I wszystko było dobrze dopóki się nie okazało, że panowie, którzy ocieplają nasz dom w przypływie zaangażowania przewiercili kabel od prądu. I uciekł nam prąd z gniazdek. Ale od czego jest sąsiad - prezes wspólnoty? Ano od załatwiania takich spraw. Więc nieświadomi klęski udaliśmy się pospędzać czas ze sobą.
Jak łatwo się domyśleć - klęska nadeszła zaraz po powrocie do domu. Otóż żeby ratować resztę kamienicy nas pozbawiono prądu aż do dzisiejszego przedpołudnia.
Świece zamiast żarówek, nastrój itp... Tylko tyle, że mi wcale do nastroju i śmiechu nie było. Uporczywie kołatała mi się po głowie myśl, że znów nikomu nie chciało się choć odrobinę pomyśleć. I że tak typowo po polsku znów ktoś pomyślał tylko o czubku własnego nosa
Tak więc, jako osoby niezwykle przywiązane do cywilizacji, prądu, komputerów itp. poszliśmy po prostu wcześnie spać.

3 komentarze:

  1. Wszystkiego dobrego:) Nam stuknie w dniu wyborów:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Stolarz! Stolarz!
    No i wyspaliście się przynajmniej.
    pozdrówka

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak w Nowym Yorku pogasły światła, to się potem dużo dzieci rodziło

    ;-)

    gratulacje!

    OdpowiedzUsuń