czwartek, 22 lipca 2010

E.T. go home!

Już właściwie jestem spakowany. Jeszcze jutro kilka godzin poświęconych firmie I "łysy jedzie do domu" (parafrazując słowa znanego literata). Pojadę pół nocy przez pół Polski.
Podróż nocą ma swoje zalety. Niewątpliwą jest właśnie to, że nie wszystko widać. I choć może wiele ciekawych rzeczy jest do zobaczenia po drodze, to pewnie całkiem dużo jest też takich, których nie chciałbym oglądać.
Ale, tak naprawdę, nie to przecież jest najistotniejsze. Najważniejsze jest przecież to, że za kilkanaście godzin zobaczę te, które kocham. Dwie kobiety mojego życia. Obietnica zobaczenia ich, spędzenia razem długich trzech tygodni urlopu jest pokrzepiająca.
Będziemy robić nic. Ale będziemy robić to razem, w swojej obecności. "Nikt nie jest samotną wyspą" - ten tytuł xiążki Mertona bardzo tu pasuje. Ja także nie jestem. I do życia potrzebuję miłości. Zarówno tej, którą otrzymuję jako dar jak tej ofiarowanej przeze mnie. Ta druga przynosi większe szczęście, większą radość.
I w ten sposób właśnie E.T. (którym póki co w istocie jestem) pojedzie do domu, by zatonąć w miłości.
Banał? Nie sądzę...

1 komentarz:

  1. coś mnie nie zapisało pierwszego wpisu. życzę Wam jak najbardziej wypełnionego Wami urlopu. Miłość jest potrzebna do życia jak tlen - bez niej umieramy. To żaden banał - może dla kretynów.
    Toń i wypływaj coraz bardziej na głębię.
    pozdro

    OdpowiedzUsuń