piątek, 2 lipca 2010

Wychowałem się w lesie

To w zasadzie prawda. Od kiedy pamiętam to zawsze bardziej lub mniej las był gdzieś we mnie.
Do dziś pamiętam fascynację "Latem leśnych ludzi" Marii Rodziewiczówny. Kontemplacja planu Stwórcy na polanie kiedy wstaje słońce... Niesamowita rzecz.
Bardzo wiele czasu spędzałem gdzieś w głuszy, nad jeziorem, pod gołym niebem lub namiotem. Jakoś tak odczuwałem potrzebę wpatrywania się w płomień ogniska gdy zachodziło słońce.
Właśnie chyba las nauczył mnie z jednej strony wrażliwości, a z drugiej strony konsekwencji. Przyroda jest Boskim planem cudownie poukładana!
Do dziś w uszach mam klangor żurawi o świcie. Taki zresztą dźwięk codziennie budzi mnie jako sygnał budzika...
Naprawdę wychowałem się w lesie!

3 komentarze:

  1. Ja z przyrody to chyba tylko szosę kontempluję. Jakoś nigdy Franciszkowe uniesienia nie były mi bliskie.
    Ale bez wątpienia mieszkanie na skraju cywilizacji i głuszy ma swoje zalety. Szczególnie jak się chce rowerem w trasę ruszyć- przebijanie się przez miasto to zawsze mało przyjemna rzecz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak pewnie wiesz, blizsza mi jest duchowosc dominikanska (z niewielkim odchylem w strone karmelitanskiej). "Kwiatki" nigdy nie byly moja ulubiona lektura. Napisalem to jednak, bo czuje, ze te lata spedzone pod namiotem jakos tam na mnie wplynely. Do tej pory chetnie znikam gdzies w gluszy. P.S. Strasznie irytuje mnie pisanie bez polskich znakow, ale Opera Mobile ma swoje ograniczenia :( Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  3. ja się tak uwsteczniłem, że nie zauważyłem pisania bez polskich znaków;)
    ja podążam swoja ścieżką duchową - tak jakoś mnie jest łatwiej
    rower rządzi!!!

    OdpowiedzUsuń